Siedem godzin jazdy z przygodami, w tym godzina brnięcia 40km/h z powodu oberwania chmury, a na zakończenie dnia dwa litry prawdziwej swojskiej berbreluchy...a to tylko początek długiego weekendu :) Nie było lekko, ale też nikt tego nie obiecywał. Pogoda dopisała średnio stąd zdjęć niewiele. Może to i dobrze, bo i ręka i oko niepewne w tak zwanym "dniu po" :)
Tak było przy wyjeździe z Krakowa. Chmura nie zamierzała przejść bokiem, tylko ostentacyjnie wisiała i padała.

Tajfunowi też się to średnio podobało...

Miastowi to dziwne stworzenia...po kiego robić zdjęcia ciągnika?
Po to:

i po to:

A dalej to już landskajpowo, trochę czarno biało, ze słodkim cukierkiem na koniec :)






pzdr ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz