Dwa tygodnie to zdecydowanie za mało żeby jakkolwieklwiek pokazać morze na zdjęciach. Nawet gdyby wracać cały czas w to samo miejsce i robić te same kadry, to każde zdjęcie było by zupełnie inne. To jest mój morski debiut, chociaż zdjęcia tak naprawdę robiłam tam już dwa lata temu. Jakże wtedy żałowałam, że nie mam jeszcze aparatu...Tym szczęśliwsza byłam teraz. Spełniło się kolejne marzenie. Wróciłam nad morze. Wróciłam z aparatem. Następnym razem wrócę z obiektywem 10-20. Alleluja i do przodu :D
Mam nadzieję, że moja morska opowieść przypadnie wam do gustu i że z przyjemnością obejrzycie tą, jak i następne części.
Pierwsze ujęcie portu. Morze przywitało nas dość skromną pogodą, ale wynagrodziło później
Z czasem przejaśniło się. Czas spotkać prawdziwe morze. Droga prowadzi przez cudowny las i wydmy
Już trochę zniecierpliwieni w końcu się zbliżamy. Za nami rodzina z dziećmi. Dwie dziewczynki wybiegają w przód. Biegną na boso grzęznąc w piasku
Na ten widok jedna krzyczy do drugiej. 'Morze! Jest morze! Zdążyłyśmy!' :)
Wydma żyje ;)
I wreszcie z bliska
Akctent rowerowy
Mniód i malina
Dżin z butelki?
Prawie jak kuter.
pzdr :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fajnie tam nad morzem ;-) Aż mi sie urlop zamarzył.
OdpowiedzUsuńTobie to sie urlop od lat marzy. Wybrałbyś się w końcu pracoholiku :)
OdpowiedzUsuń